Nie moich (chociaż moich chyba też) tylko Bułki i Kokosa. Dziś zabrała je prawowita właścicielka. Oto parę faktów/obserwacji z tego tygodnia:
- psy grzecznie spały na swoich legowiskach (a myślałam, że będą się włamywać na kanapę, więc zapobiegawczo przykryłam ją kocem). Kiedy już olałam koc, bo przecież śpią u siebie, Buła wlazła na kanapę w celu wytarzania się na niej.
- stwierdzam oficjalnie, że nie ma sposobu, który uchroniłby tapicerkę auta przed sierścią białego buldoga.

- zgarnęłam psy na plażę, żeby poszpanować gryfonikiem. Wszyscy pytali tylko o Bułę
- ponowiłam próbę zabierając je na miasto – efekt podobny
- „Kokosek(s) w wielkim mieście”, czyli psy na plenerowym seansie filmowym. Założenie: film z Chaplinem (niemy), żeby psom nie było za głośno. Rzeczywistość: wersja zremasterowana z muzyką i lektorem (max volume), ale psy zupełnie miały to gdzieś i poszły spać. Buła jako, że jest głucha to usypiała nawet na siedząco, jakiś pan zwrócił mi uwagę, że „ten piesek to już chyba chce do łóżeczka”
- fajne są psy, które można wszędzie ze sobą zabrać – oba mają obcykane wszelkie środki transportu, łono natury, jak również centrum miasta, niczego i nikogo się nie boją (Kokosek nawet nie boi się psów 10x większych od siebie – staje wtedy na czubeczkach palców, żeby być pół centymetra wyższym)
- manewry typu: wysiadanie z psami z autobusu czy przekładanie smyczy do drugiej ręki z równoczesnym pisaniem smsa należą do zadań kaskaderskich. Podobnie rzecz wygląda jeśli Bułka przyuważy jakiegoś owada
Do następnych wakacji!
Foto: Ja!